Oglądasz wypowiedzi znalezione dla hasła: Głuchy telefon
Temat: Rocznicowo - optymistycznie ;)))
On Thu, 25 Sep 2003 08:24:26 +0200, "Urszula"
<blueberry.spams@megapolis.plwrote:
Użytkownik "MisiuPysiu" napisał:
| Specyfika konkretnej znajomości i tej osoby. Ona ma przeogromne
| zdolności do wpadania w poważne kłopoty. Teraz martwiłem się
| ponieważ znam co niektóre z jej problemów i wiem że nikt jej nie
| pomoże, nie zapiekuję się nią. Gdy miała kogoś to miałem spokój.
Bosz, to ile ona ma lat, że nie potrafi poradzić sobie sama ze sobą???
Smarkula straszna, tylko że przy mnie prawie każda kobieta to smarkula
:)
Ja nie muszę się tego bać - On już ma żonę, hihi.
A kochanka ?
Pamiętasz coś takiego "jej maż był dla mnie jak pesel, został jej
przypisany, po prostu był" ? (niedokładny cytat)
A teraz gdyby okazało się że on oprócz żony ma jeszcze kogoś komu
zdradza swoje myśli? że używa tych ukochanych przez ciebie zwrotów
pisząc do innej kobiety, że nie jesteś aż tak wyjątkowa jak ci się
wydawało? ........
wybacz, nie staram się wzbudzać zazdrości
Chciałem tylko dać ci odczuć co kiedyś przeżywałem w pewnej
znajomości. Narzeczonego-męża udało mi się zaakceptować (zresztą ona
nigdy nie potrafiła tego zrozumieć), lecz inni mężczyźni to inna
historia. Szczególnie bolesne było gdy ........ zrobiła głupstwo, a ja
byłem jedyną osobą z która mogłą o tym porozmawiać.
Wyjaśnienie: to taka uczuciowa znajomość - inna osoba niż ta o której
na poczatku wiadomości - jak już pisałem moje sprawy osobiste to
serial brazylijski
wyłączność na myśli - to już chyba coś więcej niż przyjaźń
| Te wszystkie Jenny to moje największe przekleństwo :(
Może jesteś za bardzo opiekuńczy? Kłania się fabiologia ;)
Tak, bywam, lecz nie zawsze
A w powyższym zdaniu chodziło mi o to że większość moich poważnych
kłopotów życiowych było przez jakąś Jenny (od tłumacza: dokładnie
przez Jane)
Powoli zaczynam wierzyć w znaczenie imion.
Jakiś czas temu podczas długiej zimowej odsiadki (areszt domowy
wymuszony brakiem gorówki) miałem miałem wiele czasu na myślenie.
Wyszło mi na to że przez całe moje życie przewijają się te same
imiona, ich ich wpływ na mnie jest podobny.
| dąży się raczej do zmniejszania dystansu, tego fizycznego.
| Nie dąże do zmienjszenia dystansu "fizycznego". buhahahahaha Same
| rozważania o seksie z nią wydają/zawsze-wydawały się mi śmieszne.
Faceci są straszni, wszystko kojarzy im się z seksem ;D Miałam na myśli
fizykę czasoprzestrzeni, czyli mówiąc prościej "odległość", a nie fizyczne
pożądanie...
Jakie znaczenie ma fizyczna odległość gdy umysły są blisko?
Fizyczna odległość jest problemem gdy w grę wchodzi miłość - sama o
tym pisałaś - a to jest już zwiazane z seksem. Jakoś nie mam
przekonania do tego że platoniczna miłość jest naturalna. Zresztą czy
ona istnieje?
Tak z innej beczki: Dziewczyna poszła do psychologa z problemem
"niedwzajemnionej platonicznej miłosci". Brał od niej 80 PLN za
godzinę, kazał jej bawić się w piaskownicy którą znajdowała się w jego
gabinecie. Przy czym na początku zapowiedział że czeka ją conajmniej
15 wizyt. :D
| Potwornie zależy mi aby wyszła z kłopotów i ułożyła sobie życie, sobie
| i jeszcze komuś od niej zależnemu (domyślasz się komu? ;) )
No tak... tego już całkiem nie rozumiem... Kompletna nieodpowiedzialność (z
jej strony, oczywiście)...
Aluzje mają taki urok że po pewnym czasie rozmowa zaczyna przypominać
zabawę w głuchy telefon :)
szkoda że pisanie otwartym tekstem nie jest takie przyjemne
że nie mogę wszystkiego pisać
Pozdrawia
MysiuPysiu
Przejrzyj resztę wiadomości
Temat: Komu jeszcze skradziono część ekwiwalentu za urlop w WARCIE?
bca <poczta.dyskusyjnaWYTNI@op.plnapisał(a):
W trakcie trwania tej kontroli miałam do domu, głuchy telefon w środku nocy
przewrazliwiona jestes to rownie dobrze mogla byc pomylka
[...] otrzymałam z Inspekcji 2 pisma, każde przedłużające sprawę (nie wiem
dlaczego, skoro kontrola była już przeprowadzona).
1.dlatego, ze maja to tego prawo w szczegolnie trudnych przypadkach
2.sprawa smierdzi i nikomu sie z niczym nie spieszy widocznie
wybierz sobie:)
Uzasadnienie Inspekcji jest całkiem nielogiczne.
masz racje, ja tez nic z tego nie rozumie. moze dlatego, ze papierow nie
widzialem i nie umie wyobrazic sobie tej sytuacji
Zwróciłam się również do WARTY by przesłano mi dokładne wyliczenie
należności. Jednak WARTA uważa za zakończoną.
to wybierz sie tam osobiscie a nie baw w pisemka, bo najprawdopodobniej
tak postapilas. wtedy bedzie im trudniej cie splawic
PRZYPUSZCZAM, że [...]
prawda jest taka, ze przypuszczac to sobie mozesz -masz takie prawo.
Dlaczego jednak sprawy nie chce wyjaśnić ani pracodawca, ani inspekcja.
bo nie jest to w ich interesie. PIP dokonal kontroli i ma do w ...
zrobili co mieli.
Czy kierownictwo firmy jest w to zamieszane? W jakim stopniu ?
robisz z igly widly, nikt sie toba nie bedzie przejmowal
Brakująca kwota 100 zł. nie jest wielka, jednak przy wielu zwalnianych zysk
może być całkiem niezły.
no popatrz, ja tez mowie, ze poczta-polska naciaga klientow pobierajac
o 50% wyzsza oplate za piorytet a regulamin ich uslug mowi, ze nie jest
ich obowiazkiem dostarczyc przesylke dnia nastepnego. jest jedynie
standard i to on jest reklamowany. sprobuj zakreklamowac termin
dostarczenia zwyklego listu wyslanego piorytetem i wyegzekwowac roznice
miedzy piorytetem a zwyklym listem. w efekcie skali te pare groszy daje
niezly zastrzyk dla poczty:-D rzecz jasna, ze sie czepiam, ale sprobuj
zareklamowac jakakolwiek usluge na poczcie to sie przekonasz, ze masz
niewielkie prawa.
PYTANIE 1: Co robić dalej ? Ja tego nie odpuszczę...
mam 2 rady:
1. bardziej rozsadna, bo szkoda nerwow - daj sobie spokoj. sama mowisz, ze
to niewielka kwota
2. badz upierdliwa do bolu, pojawiaj sie kilka razy dziennie w warcie,
wydzwaniaj, pisz listy, strasz sadem, prasa, urzadz pikiete przed ich
biurem i co ci tam jeszcze przyjdzie do glowy.
zrozumiesz jednak w pewnej chwili, ze koszta odzyskania 100.pln moga
byc wyzsze od samej kwoty. oczywiscie zawsze pozostanie ci satysfakcja:)
bo miesieczne, ciagle i natretne ataki moga przetrwac tylko najwytrwalsi
gdybys mieszkala blizej to zaprosil bym cie na kolacje;)
powiedzial daj sobie spokoj, bo szkoda na to czasu i nerwow,
ale decyjzja nalezy do ciebie:)
PYTANIE 2, BARDZO WAŻNE: Czy znasz kogoś komu się to przytrafiło?
nie tyczy to mnie i nie znam nikogo
pozdrawiam
wojtek
Przejrzyj resztę wiadomości
Temat: Komu jeszcze skradziono część ekwiwalentu za urlop w WARCIE?
bca <poczta.dyskusyjnaWYTNI@op.plnapisał(a):
| W trakcie trwania tej kontroli miałam do domu, głuchy telefon w środku nocy
 przewrazliwiona jestes to rownie dobrze mogla byc pomylka
w środku nocy? :) to się nie zdarza.
| [...] otrzymałam z Inspekcji 2 pisma, każde przedłużające sprawę (nie wiem
| dlaczego, skoro kontrola była już przeprowadzona).
 1.dlatego, ze maja to tego prawo w szczegolnie trudnych przypadkach
 2.sprawa smierdzi i nikomu sie z niczym nie spieszy widocznie
 wybierz sobie:)
| Uzasadnienie Inspekcji jest całkiem nielogiczne.
 masz racje, ja tez nic z tego nie rozumie. moze dlatego, ze papierow nie
 widzialem i nie umie wyobrazic sobie tej sytuacji
| Zwróciłam się również do WARTY by przesłano mi dokładne wyliczenie
| należności. Jednak WARTA uważa za zakończoną.
 to wybierz sie tam osobiscie a nie baw w pisemka, bo najprawdopodobniej
 tak postapilas. wtedy bedzie im trudniej cie splawic
żeby się w tym ubabrać ? Musiała bym być debilem.
| PRZYPUSZCZAM, że [...]
 prawda jest taka, ze przypuszczac to sobie mozesz -masz takie prawo.
| Dlaczego jednak sprawy nie chce wyjaśnić ani pracodawca, ani inspekcja.
 bo nie jest to w ich interesie. PIP dokonal kontroli i ma do w ...
 zrobili co mieli.
| Czy kierownictwo firmy jest w to zamieszane? W jakim stopniu ?
 robisz z igly widly, nikt sie toba nie bedzie przejmowal
To niech przynajmniej będzie wiadomo kto kradnie.
| Brakująca kwota 100 zł. nie jest wielka, jednak przy wielu zwalnianych zysk
| może być całkiem niezły.
 no popatrz, ja tez mowie, ze poczta-polska naciaga klientow pobierajac
 o 50% wyzsza oplate za piorytet a regulamin ich uslug mowi, ze nie jest
 ich obowiazkiem dostarczyc przesylke dnia nastepnego. jest jedynie
 standard i to on jest reklamowany. sprobuj zakreklamowac termin Â
 dostarczenia zwyklego listu wyslanego piorytetem i wyegzekwowac roznice
 miedzy piorytetem a zwyklym listem. w efekcie skali te pare groszy daje
 niezly zastrzyk dla poczty:-D rzecz jasna, ze sie czepiam, ale sprobuj
 zareklamowac jakakolwiek usluge na poczcie to sie przekonasz, ze masz
 niewielkie prawa.
Pan/ Pani zna (niepublikowane ) szczegóły tej sprawy.
| PYTANIE 1: Co robić dalej ? Ja tego nie odpuszczę...
 mam 2 rady:
 1. bardziej rozsadna, bo szkoda nerwow - daj sobie spokoj. sama mowisz, ze
  to niewielka kwota
Ze względów jw nie wiem czy rady są szczere.
 2. badz upierdliwa do bolu, pojawiaj sie kilka razy dziennie w warcie, Â
  wydzwaniaj, pisz listy, strasz sadem, prasa, urzadz pikiete przed ich
  biurem i co ci tam jeszcze przyjdzie do glowy.
  zrozumiesz jednak w pewnej chwili, ze koszta odzyskania 100.pln moga
  byc wyzsze od samej kwoty. oczywiscie zawsze pozostanie ci satysfakcja:)
  bo miesieczne, ciagle i natretne ataki moga przetrwac tylko najwytrwalsi
  gdybys mieszkala blizej to zaprosil bym cie na kolacje;)
  powiedzial daj sobie spokoj, bo szkoda na to czasu i nerwow,
  ale decyjzja nalezy do ciebie:)
| PYTANIE 2, BARDZO WAŻNE: Czy znasz kogoś komu się to przytrafiło?
 nie tyczy to mnie i nie znam nikogo
pozdrawiam
wojtek
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -http://www.gazeta.pl/usenet/
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
Przejrzyj resztę wiadomości
Temat: Komu jeszcze skradziono część ekwiwalentu za urlop w WARCIE?
do Kiry i mhl999:
Dzięki za zrozumienie
bca
glupia baba. do garow.
"bca" <poczta.dyskusyjnaWYTNI@op.plwrote in message
| Pracowałam w TUiR WARTA . Po zakończeniu stosunku pracy przelali na moje
| konto
| 730 zł ekwiwalentu za urlop. Około miesiąc później dostałam pocztą odcinek
| z
| informacją, że ekwiwalent za urlop wynosi 830 zł. Gdy zauważyłam różnicę
| zadzwoniłam do WARTY. W ciągu 2 dni na moje konto wpłynęły inne pieniądze:
| wyrównanie wynagrodzenia, w kwocie większej o kilkanaście złotych i do
| tego z
| odsetkami. Brakującego ekwiwalentu nie dostałam. Uważam, że pieniądze
| dostałam
| bym nie czepiała się ekwiwalentu.
| Sprawę zgłosiłam do Inspekcji Pracy, która przeprowadziła kilkudniową
| kontrolę.
| W trakcie trwania tej kontroli miałam do domu, głuchy telefon w środku
| nocy
| (termin kontroli znam z późniejszych pism). Następnie otrzymałam z
| Inspekcji 2
| pisma, każde przedłużające sprawę (nie wiem dlaczego, skoro kontrola była
| już
| przeprowadzona). Dopiero ponad 2 miesiące później otrzymałam długą, zawiłą
| i
| nielogiczną odpowiedź. Wg Inspekcji pracodawca najpierw słusznie potrącił
| mi
| ekwiwalent, ( bo źle policzył wynagrodzenie za ostatni miesiąc pracy, źle
| podliczył ilość dni pracy) , a potem, bez powodu, wypłacił mi nienależne
| wyrównanie wynagrodzenia.
| Uzasadnienie Inspekcji jest całkiem nielogiczne. Wg inspekcji pracodawca
| najpierw wypłacił mi mniejszą kwotę, a potem doszedł do wniosku, że mi
| nadpłacił, i poinformował mnie, poprzez odcinek, że należało mi się
| więcej.
| Zwróciłam się również do WARTY by przesłano mi dokładne wyliczenie
| należności.
| Jednak WARTA uważa za zakończoną.
| PRZYPUSZCZAM, że część pieniędzy było przelewane np. do kasy i ktoś brał
| je do
| prywatnej kieszeni. Ale mógł też zyskiwać pracodawca. Nie wiem jak było.
| Dlaczego jednak sprawy nie chce wyjaśnić ani pracodawca, ani inspekcja.
| Czy
| kierownictwo firmy jest w to zamieszane? W jakim stopniu ? Brakująca kwota
| 100
| zł. nie jest wielka, jednak przy wielu zwalnianych zysk może być całkiem
| niezły.
| PYTANIE 1: Co robić dalej ? Ja tego nie odpuszczę...
| PYTANIE 2, BARDZO WAŻNE: Czy znasz kogoś komu się to przytrafiło? W
| Warszawie
| lub w jednym z oddziałów? Powiadom mnie o tym.
| bca
| --
| Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
Przejrzyj resztę wiadomości
Temat: Znow reklama Corel 9 -- piractwo gora!!!
igoR wrote:
Nie powiem, zebysmy (jako biuro DTP) mogli liczyc na _wszystko_
czego zapragniemy, ale zle nam sie nie zyje :-)
Jestesmy w stanie zamowic dowolne orogramowanie
jesli uznamy i udowodnimy, ze jest nam potrzebne.
^^^^^^^^^^
O właśnie...
Na tej zasadzie - jak stwierdziłem, że do wydajnej pracy potrzebuję
lepszej maszyny - dostałem.
Jak powiedziałem, że potrzebny jest upgrade Photoshopa i Illustratora -
dostałem.
Jak okazało się, że połowa materiałów przychodzi w Corelu 9 -
dostałem...
Freehand byłby mi potrzebny może raz na rok. Trudno byłoby udowodnić, że
go potrzebuję... zwłaszcza, że go nie znam i nigdy nie używałem.
Nie wierze w to by "Wielki Miedzyn. Koncern" nie mogl sobie
pozwolic na soft za 500 dolarow na potrzeby reklamy
(wiec m.in. DTP) wydajac np. mln zlotych na reklame tv...
A tu się możesz zdziwić. To zupełnie inne wydatki, zupełnie inaczej
księgowane - i _kto_inny_ o nich decyduje...
Dodatkowe bardzo istotne zasady:
[...]
2. Jezeli materialy przygotowuja zewnetrzne agencje
- one po to otrzymuja pieniazki , by materialy przygotowac _dobrze_
wiec m.in. w narzuconym im formacie graficznym.
(u nas ta zasada jest oczywista).
Dla mnie też. Problem w tym, że nie mam kontaktu bezpośrednio z agencją,
która to zrobiła - w rzeczywistości nie wiem nawet, kto to jest (ta
informacja, zdaniem JWDdsMWMK [1], nie jest mi potrzebna - i chyba
uważają ją za ściśle tajną, bo jeszcze nigdy nie zdałałem jej
uzyskać....) - no i wychodzi zabawa w głuchy telefon...
- Koniecznoscia jest w takim wypadku (i nie tylko w tym)
przygotowanie szczegolowej specyfikacji przygotowania
materialow. Im wiecej szczegolow w niej umiescisz tym
lepiej dla Ciebie. Uwzgledniasz oprogramowanie, sposob
przygotowania (np. biorac pod uwage wymagania dla
"nietypowego" druku), nosniki, i wszystko , wszystko co
przyjdzie ci do glowy , a moze sie okazac przydatne.
U nas niestety sytuacja jest zazwyczaj nieco inna:
Centrala zrobiła sobie COŚ, po czym domaga się, żebyśmy też to zrobili -
ale po polsku...
Zazwyczaj z zaskoczenia - przychodzi przesyłka z CD i listem
informującym, co mamy zrobić - to nie jest propozycja, tylko
_dyspozycja_...
Zazwyczaj jest to cdr - i da się z tym przeżyć. Tym bardziej, że teksty,
które muszę wymienić, i tak będę składał polską czcionką :). Poza tym,
faceci, którzy to robią, są na tyle przytomni, że te kawałki, których
zmieniać NIE NALEŻY, przychodzą zamienione na krzywe... Kultura, teksty
do zmiany na odrębnej warstwie...
Ale raz na jakiś czas przyślą coś "oryginalnego", z innego źródła - tak
jak teraz...
U nas nie "stwierdza sie", ze format pliku jest niewlasciwy.
Dzwoni sie do "autora" z awantura, ze materialy _nie_
sa_zgodne_ze_specyfikacja_ , prosimy o natychmiastowe
poprawienie tego _bledu_
Patrz wyżej...
Przypuszczam, że mając kontakt do autora, załatwiłbym sprawę w 10 minut.
Fachowcy zawsze się dogadają...
Niestety, po drodze mam jakiegoś yuppie od marketingu, który nic nie
jest w stanie pojąć, ale za to uważa się za wielkiego speca od reklamy.
W tym wypadku - dzięki pomocy "krewnych i znajomych z grupy" :)
(DZIĘKI!!!) - mam już ten projekt w postaci do edycji - i wszystko jest
OK - pomijając kwestie estetyczne...
Może umieszczę ten pożal się Boże "projekt" na jakiejś stronie - ku
przestrodze, jako przykład "co by tu jeszcze spieprzyć, panowie..."
[1] Jaśnie Wielmożna Dyrekcja d/s Marketingu Wielkiego Międzynarodowego
Koncernu :)
Marek W.
Przejrzyj resztę wiadomości
Temat: APEL! (ja nie zartuje!)
szafran <pav@kki.net.plwrote in news:3C55DE06.B23B33F6@kki.net.pl:
w skrocie:
To taka forma zabawy w głuchy telefon.
(...)
1) mówię marketingowcowi, (...)[filtr]
2) marketingowiec przekacuje (...) [filtr]
3) grafik u klienta stuka się w czoło, (...)
4) dostaję materiał i stukam się w czoło
Owszem, to moze byc zabawa w gluchy telefon. Ale rownie dobrze to moze
byc nasza wina.
Ci straszni, okrutni, ze sterczacymi klami marketingowcy, o ktorych
piszesz - to zwykli, zupelnie normalni (naprawde czesto) i na dodatek
zazwyczaj - inteligentni ludzie. W kazdym razie mozna sobie ich wychowac.
Jesli jest sie w tak komfortowej sytuacji jak ja, ze szanowny dzial
marketingu ma sie za sciana - wtedy wogole nie ma dyskusji.
Zazwyczaj (przy elementarnej wiedzy na temat naszej pracy) jedna
specyfikacja dotyczaca pracy wystarczy. Wszystkie inne nawet minimalnie
skomplikowane sprawy - zalatwiane sa przez telefon z bezposrednio
grafikiem. Z "mojej" strony od razu otrzymuje kontakt do stosownej firmy.
Jesli zas po tamtej stronie sluchawki nie moge sie doczekac grafika,
wowczas tlumacze wszystko szybko, niewyraznie, rozwlekle i tak
niezrozumiale jak tylko potrafie. Po pytaniu czy wszystko jest jasne -
zazwyczaj otrzymuje kontakt do kogos kto ma chociaz blade pojecie. AFAIR
w skrajnym przypadku musialem czekac jeden dzien, po czym pan grafik
zadzwonil do mnie. Okazalo sie, ze to nie firma pelna skonczonych
idiotow, tylko rozmawialem z _niekompetentnymi_ ludzmi...
IMO rozwiazaniem jest jaknajszersza i jaknajbardzej szczegolowa
specyfikacja. Nie tylko obslugiwane formaty plikow, platformy, nosniki,
ale i dokladnie opisany sposob przygotowania bitmap, dolaczania lub nie,
"materialow wyjsciowych", fontow, i wszystko cokolwiek przyjsc moze w
danej pracy do glowy - lacznie z zakresem "drukowalnosci" rastra, czy
formatem linkow, itede itepe. Nie wmawiajcie mi prosze, ze to
niewykonalna nowosc. Nie jest to moj wymysl. W kazdej chwili moge wyjac z
szuflady co najmniej kilkanascie przykladow doskonale przygotowanej
sprecyfikacji (_polskich_ firm i przygotowalni).
Drugim rozwiazaniem jest bardzo zawezona dopuszczalna ilosc materialow
(np. cos w stylu "_wylacznie_ w Freehand - do wersji 9") i telefoniczne
konsultowanie sie w razie jakichkolwiek watpliwosci.
Szczytem komfortu jest sytuacja taka jak moja, gdy czlowiekowi z
marketingu wystarczy podac 1 - 2 dopuszczalne formaty pliku, i ewentualne
uwagi, dot. tego konkretnego projektu. Reszte (jak chocby to, ze 3 cm
bitmapki w 72 dpi niekoniecznie sie do druku nadaja itd, itp.) juz dawno
wie i moze wymagac. Ja _obecnie_ dzwonic zazwyczaj nigdzie nie musze. Gdy
wysylam material na zewnatrz - oczywistym jest, ze nie przygotuje go nie
otrzymawszy specyfikacji (chyba, ze mam ja z poprzednich prac)
Oczywiscie, ze "wstyd nie wiedziec", ale nie wymagajmy tej wiedzy od
kogos, kto tego nie musial, ani nie mial gdzie sie nauczyc. Jesli "nasz"
martetingowiec nie wie (a powinien) to tylko _NASZA_ wina, bo go nie
nauczylismy. :-P
Aplel oczywiscie sam w sobie jest sluszny, ale to IMO rzucanie grochem o
sciane. Co ztego, ze czytajacy ten watek zdaja sobie z problemu sprawe,
skoro koledzy, ktorzy wlasnie dostali "zlecenie" na "logo" lub ksiazke i
pytaja na grupie jak sie dotego zabrac - wiedziec tego nadal nie beda -
bo nawet nie wiedza, ze trzeba sie zapytac i o co.
Przy okazji, sadze, ze najrozsadniejszym (pewnie "kiedys") rozwiazaniem
przenoszenia materialow bylby PDF - zwlaszcza, ze absolutna wiekszosc
programow posiada juz mozliwosc zarowno exportu jak i improtu pedeefow.
I to by bylo na tyle.
Milego dnia, milej pracy i samych przyjaznych formatow plikow.
Przejrzyj resztę wiadomości
Temat: edytory
<ciach
Hm... np. nie wiem co zrobić z grep-em...
man grep
co zrobić z findem?:
man find
itd...
Nie wiem jak pousuwać znaczniki komentarza z HTMLa: man "Usuwanie
komentarzy z HTMLa"?
Co do command line i GUI... Ja to może jestem dziwak, ale tu na
win3.11
żeby coś skopiować, przenieść i skasować i zrobić jeszcze parę innych
rzeczy używam command.com z nc i jakimiś tam rozszerzeniami
nortono-utylisowymi w *.bat-ach,
Jak bym musiał używać exploratora do kopiowania plików to bym od razu
skasował Win. Na szczęście mam PowerDeska - darmowy FileManager No1.
(Polecam)
I parę dziesiątek innych, gdyby akurat ten mi się nie podobał.
w win9*/NT jestem bardzo nieszczęśliwy z nadmiaru klikania - przy czym
cmd.com jest na pewno ileś tam razy lepszy od command.com, tylko by
się
do niego dorwać, to znowu jest masa klikania...
Goły Windows to rzeczywiście smutny widok. Ja w każdym razie nie mógłbym
na to patrzeć.
W linuksianym bashu czuję się jak ryba w wodzie....
Ja zwykle też, dopóki chodzi o jednolinijkowce.
Używanie basha do pisania do pisania większych skryptów,
kiedy ma się pythona,perla i inne, jest dla mnie
drapaniem się prawę ręką w lewe ucho przez głowę.
A jak koniecznie
chcę coś graficznie, to wtedy odpalam X-y...
I nadal jestem tylko ZU...
Chyba odeszliśmy od tematu ;-))
| Wiem, wiem, pojecie ZU bardzo szerokie. Niemniej może najpierw
| zdecydujecie, kto to jest ZU, może jakiś mały modelik, co? ;-)
Nooo.... ZU, to ZU...
Tak, koń jaki jest, każdy widzi ;-))
BTW IMHO "klasyczny" wręcz "ortodoksyjny" ZU nawet nie wie jak
czegokolwiek szukać w internecie, a nawet nie wie, że cokolwiek innego
niż "gołe dupy" (TM nie wiadomo kto) w tym internecie może znaleźć ;-)
I dlatego łatwiej mu pojąć polecenie "ściągnij program do zamieniania
literki a na b z www.a2b.com",
niż "wpisz for i in ./*; do...". Jest to też wygodniejsze dla
tłumaczącego,
który nie musi dalej niczego wyjaśniać, tłumaczyć, czemu zmieniło c na d
i myśleć, gdzie się user pomylił.
Nie ma też problemów z tym, że user podpowie to koleżance i ta skasuje
swoje pliki
(bawiłeś się kiedyś w głuchy telefon?).
-| Maciej "Fiedzia" Dziardziel ,,,^..^,,, email:
fied@fiedzia.prv.pl <<-
-| edytor stron www KICIA: www.fiedzia.prv.pl <<-
Przejrzyj resztę wiadomości
Temat: CDDL 1.0 OSI aproved
... W dole szumi rzeka, w górze fruwa ptak
A Tomasz Kłoczko sobie idzie i śpiewa sobie tak:
| Z grubsza chyba pamiętam: dużo niczym nie popartych opinii podawanych jak
| Biblia do wierzenia. Na zasadzie: "każdy mądry wie, że", albo "z mojego
| doświadczenia wynika, że", albo "ja mam insider knowledge o Sunie więc wiem
| lepiej". Co do skalowalności Linuksa, ostatnio pojawiło się trochę ciekawych
| informacji na temat zachowań praktycznie waniliowego systemu na maszynach do
| 64 procesorów:
| http://news.zdnet.co.uk/hardware/emergingtech/0,39020357,39184546,00.htm
| poza tym całkiem dobrze sprzedają się np. Altiksy 3xxx SGI
| w konfiguracjach typu 256 CPU + jeden obraz systemu. Zastanawia mnie, kto
| i po co by to kupował, jeśli tak źle z tą skalowalnością. Dlatego miałem
| nadzieję, że dysponujesz jakimiś konkretnymi danymi w postaci testów.
Hmm ... to że dało się uruchomić ma być tutaj kontrargumentem ? Nie podajesz
wyników testów porównawczych .. czyli w podtekście chcesz zasugerować że
system który ledwo co dało się uruchomić na taką skalę
Możesz wskazać, skąd masz informację, że "ledwo co dało się uruchomić"? Czy
może chodzi Ci o to, że od niedawna?
na pewno lepsze ma
osiagi niż system który na maszynach SMP ma duuużo dłuższy staż ?
Nie. Chcę tylko i wyłącznie wskazać na to, że opinie typu "Linux ma poważne
problemy na czymkolwiek co ma więcej niż cztery procesory" to już historia.
.. to wszystko po mimo rzeczywistych danych porównawczych ?
JAKICH danych? Możesz przedstawić jakieś dane porównawcze?
Grzsiek po co w tak głupi sposób mydlisz oczy ?
Daruj sobie. Najpierw sobie interpretujesz wypowiedź jako mydlenie oczu, potem
masz pretensję o mydlenie oczu. Może po prostu spróbuj przeczytać tak jak jest
napisane, bez szukania podtekstów i sugestii.
Chciałeś testów porównawczych tynmczasem też niczego takiego nie masz.
Kłoczku, ja Cię bardzo proszę, nie obrażaj logiki. Dlatego proszę, że nie mam.
Jakbym miał, to bym nie prosił.
Ja mam za to informacje o tym co robia moi znajomi.
Sorry, no bonus. "Dane porównawcze" to trochę coś innego niż anegdoty o
kolegach. Ja też mam kolegów i też mi opowiadają różne historie.
[---]
Doskonale wiesz że oficjalnych testów porównawczych nie ma i nie będzie.
Można się powoływać na testy aplikacyjne w różnych środowiskach
produkcyjnych których szczegółów właściciele tychże zwykle sobie nie rzyczą.
Tego typu testy zwykle mają jeszcze jedeną upierdliwość polegającą na tym że
zwykle nie są do powtórzenia u innych osób.
Po co w takim razie ta zabawa w kotka i myszkę ?
Po to, żeby następne pokolenia adminów miały szanse opierać swoje opinie na
rzeczywistych cechach produktów, nie historiach opowiadanych przez kolegów.
Chcesz .. w tej sytuacji mogę odwrócić kota ogonem: masz może jakieś
materiały świadczące o tym że owa skalowalność w przypadku Linxua jest
lepsza niż od Sol 10 ?
OK. Dzięki za rozmowę, dla mnie EOT. Wiesz, jakbym chciał pobawić się w
pomidora/głuchy telefon, zaznaczyłbym to na wstępie.
Przejrzyj resztę wiadomości
Temat: Millenium
Greg <gregb@friko7.onet.plwrote:
Nie ma pluskwy !!!
A była ? Przecież to była dzienikarska pluskwa i ten kto miał głowę na karku
i wiedzę o tym jak funkcjonują niektóre urządzeni i programy mógł co
najwyżej patrzeć na to wszystko z politowaniem.
To całe zamieszanie z pluskwą to taki przykład głuchego telefonu na skalę na
jaką jeszcze ludzkość nie miała chyba okację obserwować tego typu zjawisk w
swej historii.
Z faktu, że operacja na niepoprawnej dacie przy zmienie lat może w kilku
miejscach doprowadzić do strat finansowych (w bankowości, bo tam pierwszy
raz to zauważono) ktoś inny wpadł na to że i w innych dziedzinach musi być
podobnie. Skoro tam skutki potencjalnie mogą być potężne (bo mowa o dużych
pieniadzach zgromadzonych w jednym miejscu) ktoś inny wywnioskował, że i w
innych miejscach musio być podobnie pylko inaczej (tam strata pieniędzy, a
ty zanki prądu, pomyłkowe starty rakiet, zakłucenia w ruchu ulicznym i
samolotowym). Potem wystarczyło już żeby dowiedział sie o tym wszystkim
tylko jakiś dziennikaż a dalej wieść posszła w świat, że czeka nas
kataklizm. I tak z _przypuszczenia_ o potencjalnych skutkach po kilku
przekazach po drodze tej informacji między ludźmi o różnych profejsjach
doszliśmy do kataklizmu (tak jak w zabawie w głuchy telefon).
Dalej powyższe uruchomiło to falę odgórną w której duże znaczenie odegrała
kadra kierownicza (która zwykle nie wie co robią poszczególni pracownicy,
ani nie posiadajacy odpowiedniej wiedzy żeby ocenić właściwie to co dotarło
po kilku "transformacjach" do dziennkaży w sytuacji kiedy trzeba zacżąć
mówić o szczegółach). Fala ta spowodowała tworzenie różnych sztabów
antykryzysowych i zespołów programistów które miały ścigać buga. Ponieważ
tak naprawdę nie było co ścigać i głupio było powiedzieć, że w zasadzie ni
ma o czym mówić zacżeto udowadniać, że coś jest błedem milenijnym mo pmio że
nim faktycznie nie było i/lib nfaktycznie nie stwarzało zagreożenia. Np.
różne mądre opracowanai na ten temat za błąd milenijny uważały juz
wyświtlanie daty dwucyfrowo g tymczasem należałoby to uznać za faktyczne
zagrożenie tylko wtedy kiedy taka forma prezentacji czy też przechowywanai
roku powodowałaby po przeskoku lat _błędne działanie_ programu. W ten sposób
doszło IMHO do kilkudziesięciokrotnego, a moze i kilkusetkrotnego
przeszacowanai wpływu tego typu błędu na niezawodne funkcjonowanie różnych
urządzeń.
Jakoś nikt nie był w stanie na chwilę w tym całym rozgardiaszu usiaćś na
chwilę po to żeby zadać sobie pytanie "no dobra ale jaki to ma faktyczny
wpływ na poszczególne urządzenia ?".
Myślę, że tak czy inaczej o skutkach "błędu milenijnego" bardzo szybko
będziemy chcieli zapomnieć i tak naprawdę mało kto wyciągnie naukę płynącą z
tego typu przypadku i za kilka lat bedziemy mogli obserwować podobne głuche
telefiony na jeszcze iekszą skalę i to tylko dlatego, ze prędkość wymiany
informacji zaczyna niewspółmiernie rosnąć w stosunko do średniego wzrostu wiedzy
ogołnej ludzi którzy w tej całej zupie informacyjnej sie pławią.
Jedno jest dość prawdopodobne, że ostatni rok obecnego stulecia i następne
lata pod tym względem moga być zabawne :-)
Drugie co jest pene to to, że przypadek Y2K będzie bardzo dobrą pożywką do
róznego typu analiz dla socjologów.
kloczek
Przejrzyj resztę wiadomości
Temat: Linux jako serwer - pytanie
Maciej Kozinski <mac@man.poznan.plwrote:
Tomasz Labuz wrote:
| Potrzebuje postawic serwer na Linux-ie. Pytanko - ktora dystrybuja bylaby
| najlepsza? Znam RedHata jednak slyszalem opinie, ze jak stawiac serwer to na
| Slacku (a jego znam z doskoku jako uzytkownik) Wiadomo, ze duzo zalezy od
Istotnie, chodzi obie taka obiegowa opinia. Jest to z jednej strony
spowodowane niechecia do RedHata jako odmiany dos popularnej, a poza tym
wprowadzajacej mechanizmy nielubiane przez "starych wyjadaczy" (np. rpm,
setup, linuxconf), z drugiej - dystrybucji na tyle szybko wydawanej i
tyle popoularnej, ze znajduje sie duzo tzw. exploitow, czyli mozliwosci
obejscia zabezpieczen. Znaczenie ma te z to, ze Slack potrzebuje nieco
mniej miejsca na dysku od RH i troche mniej wrzuca niepotrzebnych z
punktu widzenia uzytkownika serwera glupot.
Exploity nie są rozprowadzane z dystrybucjami :(kurcze do czego to
dochodzi ostanio ? jakiś totalny głuchy telefon).
Większość starych wyjadaczy nie ma nic przeciwko parogramom typu package
namnager (jak dpkg czy rpm) ale ma zwykle sporo do zarzucenia co konkretnych
błędów czy też niedociągnięć czy też niespójności na styku poszczególnych
pakietów, które nie zostana zauważone przez kogoś kto dopiero zaczyna
kontakt z Linuxem. Istenienie w dystrybucji XXX linuxconfa też o niczym nie
decyduje bo bez niego wszystko inne będzie pracować (wystarczy to poprostu
usunąć). Ktoś kto teggo nei zauważa ma niski poziom wiedy. Na tyle niski,
żeby wszystko szybko spłaszyć do "dystrybucja XX jest be, a YY cacy".
Dziury w zasaobach dystrybucyjnych też zwykle nie pojawiają sie z powodu
pośpiechu tylko dlatego, że ktoś ich w pore nie załatał. Czyli jest to coś
pomiędzy brakiem pośpiechu, a niebdaniem o to żeby dziur było jak najmniej.
Często zdaża się tak, że nawet nie tzreba łatać dziury samemu tylko wystaczy
wziąć program w nowszej wersji (nie ejst to regułą ale zwykle maitainerzy
wadliwych aplikacji dbają o to żeby ważny bład usunąć ASAP wypuszczajac nową
wersję).
Stwierdzenie "dystrybucja XX potrzebuje N MB, a dystrybucja YY M MB" zwykle też
jest tylko skrótem myślowym o ile wygłasz je osoba majaca pogłębiona widzę
oznacza to bardzo często to ile miejsca jest potzrebne na najbardziej
okrojaona wersję _base_ systemu, która też i ma bardzo minimalne
zastosowania (zwykle niewiele bardziej wykraczające po za funkcje routera/FW).
Niemniej cząsto takie stwierdzenie pada jako dokłądnie odwrotny skrót
myślowy "ile zajmuja wszystko to co jest w dystrybuicji po zainstalowaniu.
Jeden i drugi przypadek bez podania dodatkwego kontekstu i tak nic nie
znaczy gdyż mało kto potrzebuje wszystkiego jednoczęśnie, a niewiele mniej
także instaluje wszystko (i zwykle tzreba nieco się postarać żeby było
zainstalowane dokładnie wszystko co jest możliwe).
Z racji tego, że mozliwości wyboru komponentów są znacznie większe i tego,
że wieszość instalatorów daje wybór to i tak iość miesca zajmowanego przez
system po instalacji nie daje sie porównywać z tym co wypada średnio po
instalacji Win*, a tak się jakoś składa, że na oko większość osób które
zadają takie pytania ma tylko doświadczenai zwiazane z MS Win*. Czyli ..
jest to koejne pytanie którego w przypadku Linuxa zadawanie ma marginalny
sens lub jak kto woli ma sens o wiel mniejszy niż w przypadku MS Win*.
Generalnie jesli ktos chce stawiac wlasny serwer, to zazwyczaj
konfiguruje i kompiluje pod wlsane potrzeby jadro i oprogramowanie
aplikacyjne i uaktualnia je we wlasnym zakresie
Wybaczale brzmi to ciut infantylnie. Człowiek dopietro co zainstalował np. z
płytki Linuxa, a juz ma wiedzę potzrebna do sprawnego kompilowania i
konfigurowania na poziomie źródeł programów jakie chce kompilować (?). To jest
poprostu nieprawda. Pierwsze proramy jakie się zaczyna samemu kompilować to
te które nie były obecne na dysku po instalacji i bardzo często są to rzeczy
z poza dystrybucji. Przekompilowywanie całosci czy też jakieś inne masowe
zmiany zwykle wykonuję sie na dużo późniejszym etapie poznawania całości.
- stad znaczenie dystrybucji dla pozniejszego dzialania serwera jest
znikome.
O zaczynasz dochodzić do czegoś co już napisałem czyli też sugerujesz, że to
nie o to pytanie chodzi :_)
Trzeba jednak od czegos zaczac i osobiscie polecilbym niemiecka Suse.
Poszukaj sobie np. na dejanews listów w których są słowa "SuSe" i "kloczek".
Znajdziesz tam wystarczjaco dużo konkretnych _faktów_ wskazujących na to, że
jest to jeden z najgorszych możliwych wyborów.
kloczek
Przejrzyj resztę wiadomości
Temat: prace na zlecenie
f1j@k_? wrote:
| Czyli jakby nie patrzeć nie dobiliśmy nawet do 20 linii kodu dziennie.
| Oczywiście nie oznacza to że programista średnio raz na minutę
| naciskał klawisz ;)
| Kodu powstaje znacznie więcej - robi się testy, różne próby, stary kod
| zastępuje się nowszym wyrzucając części starego, nie cały czas się
| koduje (również się debuguje, projektuje, zastanawia, rozmawia) i
| koniec końców wygląda to tak jak wygląda.
ok, a czy mozesz rzucic kawalkiem kodu czy problemu jaki ten kawalek
kodu rozwiazywal?
Musisz przyznac ze moze wydawac sie nieprawdopodobne, ale zgadzam sie ze
przy jakis skomplikownych rzeczach tak to moze wygladac
Tak wygląda przy zupełnie normalnych rzeczach. Bo w jakimkolwiek
niezabawkowym projekcie (projekty po kilka, kilkanaście tysięcy linii to
zabawki)
1. Nie programuje się 8 godzin an dobę, bo jest jeszcze wiele innych
czynności do wykonania -- jak choćby przeczytanie ze zrozumieniem co
należy zaprogramować albo też wykonanie testów tego co się zaprogramowało
2. Sporą część czasu zabiera też komunikacja między członkami zespołu (a
często również i innych zespołów, często w ogóle z innych firm). Nawet
jeśli sam programista nie dyskutuje bezpośrednio z ludźmi z zewnątrz, to
i tak musi iść "głuchy telefon" przez osoby (lub co gorsza całą ścieżkę
osób) w których obowiązkach leży taka komunikacja i to musi trwać.
To wszak znany fakt, że gdy jest n komunikujących się jednostek, to jest
n^2 możliwych "dialogów". W rzeczywistej rzeczywistości w dobrze
zarządzanym projekcie taka komunikacja jest odpowiednio poobcinana, ale
i tak jest istotnie ponadliniowa względem liczby uczestników.
Ja mam wcale często tak: dostaję zlecenie poprawki od klienta, 2h czytam
i sprawdzam co gdzie i jak, 5min (sic!) programuję, 30min integruję się
z kodem kolegi który równolegle robił zmianę w warstwie prezentacji
(tzn. wstępnie sprawdzam, widzę że gdzieś czegoś braukuje, mówię mu,
żeby poprawił, czekam aż poprawi, itp), 5h testuję (bo to jest kawałek
softu komunikujący się z paroma zewnętrznymi systemami, testowana
sytuacja jest nietypowa, więc samo jej spowodowanie wymaga kontaktu z
administratorami tych zewnętrznych systemów), kolejne 5 min poprawiam,
bo coś tam po 3h testu wyszło.
BTW, był już nie jeden taki, co to 500 linii na dzień przecież pisze,
wziął zlecenie, oszacował i potem przekroczył termin 6x, oddał kod
badziewny i typu write-only. A to co miało być super zarobkiem w 2
miesiące okazało się roczną robotą bez satysfakcji, średnio płatną
poniżej pensji minimalnej (ale że to zlecenie to tu minimów nie ma). A
potem jeszcze darmowe poprawki przez kolejne 2 lata, aż klient nie kupił
w supermarkecie softu pudełkowego za 399PLN, który w odróżnieniu od tego
za ten "super zarobek".
pzdr
SK
"Never underestimate the power of human stupidity" -- L. Lang
Przejrzyj resztę wiadomości
Temat: floksy
sionek
| ellu bi-s
| z mojej strony - EOT
z mojej też!
e.
Ładne kwiatki Milucho
dają się lubieć
:o)
a teraz wybacz
PS - Pomyślę Sobie
do Waszych gościnnych filtrów
też szufladka , ale bez ramek marginesów
:o)
Czyli już nie "zabawa sylabami"?
Elu,
To, że utwory haikai były na początku utworami
zabawnymi, nie oznacza, że powstała w paręset
lat później nazwa haiku określająca samodzielny
wers ma cokolwiek wspólnego z początkami haikai.
Wnioskowanie z nazwy: haiku = "zabawny wiersz"
jest jak wnioskowanie:
- nieboszczyk = "szczający z nieba",
nieboszczyk - to chyba ruski Kowalski
posiadacz , mieszkaniec nieba ;o)
- samochodzik = "chodzik z napędem elektrycznym"
znaczy się bez koni , wołów itp. tragarzy
- ellu bi-s = następczyni "ellu pri-m"
a może druga (o; po ;o) elka-one ;o)
Haiku nie jest ani zabawnym wierszem, ani zabawą sylabami.
nie bo ;o) haiku to już bardzo strasznie poważna zabawa
w prawa mocna armia kapłanów strzeże granic tej sztuki
(o; dla sztuki dla smutnych snobów ;o) przez bibułkę
poczciwe biurwy organizują fanatyzują równo
niefrasobliwych poetów znajdujących wolność
nawet w matematyce , więc matematykom też wolno
grzebać - w poezji Chopina jak Chrystusa , w jazzie
(o; prędzej czy później oficjalnie ogłoszą świętym
hip hopowy * złoty środek * utrzymywania spodni
poniżej ich przeterminowanych zwiodczałych pośladków ;o)
Inny kwiatek z Twojego tekstu - pochodzenie haiku.
To, że w pewnym sensie w haiku jest zawarta myśl
Wschodu: Chin i Indii, nie oznacza, że haiku stamtąd
trafiło do Japonii. A tekst to sugeruje.
Nie wiem, czy Ciebie to zainteresuje, ale wiele
znaków na niebie i na ziemi wskazuje na to, że
haiku narodziło się w Japonii.
a my w raju - dzięki bogu
według bardzo starych wiarygodnych przekazów
jesteśmy * dziećmi * Ewo (o; lucji ;o)
że tak sie wyrażę . . . o żeberku Adasia
Elu, jeśli naprawdę nie potrafisz zrozumieć sensu czytanych
przez Ciebie tekstów, to nie baw się w głuchy telefon, nie
przekręcaj ich i nie przekazuj dalej.
Twoje beztroskie zabawy słowem mącą w głowach
tych, którzy mieli nieszczęście czytać akurat Twoje teksty.
miłego podstawiania sylab,
Grzegorz
z mojej strony - EOT
szukając * szlachetnych * różnic
tak ( prze ) rasowane wyrodnieją
i te dinozaury - AMEN
Przejrzyj resztę wiadomości
Temat: Zabawa w głuchy telefon...
Czwartkowy SuperExpress:
http://www.se.pl/iso/Dzisiaj/Wiadomosci/Kraj/kraj_6.shtml
Ale numer!
Zabawa w głuchy telefon z Telekomunikacją Polską
Nie można się dodzwonić na numer 9393. Jak już się uda połączyć, to na
montera czeka się tygodniami. Takie problemy mają abonenci
Telekomunikacji Polskiej SA po likwidacji Biur Obsługi Klienta i
wprowadzeniu w zamian telefonicznego sposobu zgłaszania problemów.
- Ten nowy system doprowadził mnie na skraj bankructwa - denerwuje się
Mariusz Wojciechowski (25 l.), właściciel agencji turystycznej.
Pan Mariusz zgłosił 3 listopada br. na Błękitną Linię wniosek o
przeniesienie firmowego numeru telefonu na inny adres. Mimo
kilkudziesięciu telefonów z ponagleniami i kilku wizyt w Punkcie Obsługi
Klienta do dzisiaj nie zrealizowano zamówienia. Telefon w firmie milczy.
- Dla mnie to absolutna podstawa działania. Telefon, faks, Internet i
systemy rezerwacyjne działają na łączach telefonicznych - wylicza pan
Mariusz. - Bez czynnego telefonu mogę sobie w firmie tylko czytać
gazetę.
- Kiedyś zanosiłem rachunek do biura i nim wróciłem do domu, telefon
działał - skarży się Antoni Ekner (41 l.). - Teraz, mimo że wysłałem
faksem zapłacone rachunki, od kilku dni nie mam sygnału.
Po drugiej stronie Błękitnej Linii są doradcy, którzy wysłuchują,
oczywiście, jak nam się uda dodzwonić, klientów i przyjmują zgłoszenia
np. awarii telefonu. TP SA pozostawiła jednak ostatnią deskę ratunku,
jakim są Punkty Obsługi Klienta, gdzie abonenci mogą się wyżalić mając
przed sobą żywego człowieka. Takie punkty są tylko 24 na całą Polskę, w
tym w Warszawie tylko jeden.
- Tylko, że w tym punkcie jest wiecznie tłok i nic tam nie da się
załatwić - twierdzi Mariusz Wojciechowski. - Byłem tam wielokrotnie.
Ostatnio odstałem dwie godziny i nic z tego nie wynikło.
TP SA tłumaczy kłopoty abonentów tym, że Błękitna Linia działa dopiero
od 2 miesięcy, a wszystkie systemy są zawodne.
- Błękitna Linia przyjmuje dziennie 50 tysięcy zgłoszeń. To
skomplikowany system i potrzebujemy jeszcze trochę czasu, by zestroić
jego elementy. Może się zatem zdarzyć, że gdzieś coś nie zadziała tak,
jak powinno. System sprawdza się u usługodawców w wielu krajach na całym
świecie, w Polsce u operatorów telefonii komórkowej - wyjaśnia Piotr
Kostrzewski (35 l.), szef biura prasowego TP SA. - Telekomunikacja
Polska dokłada wszelkich starań, by ten system był coraz sprawniejszy.
Zwiększymy m.in. liczbę stanowisk. Dzisiaj Błękitną Linię obsługuje 1500
doradców, a wkrótce dołączy do nich kolejnych 300.
Abonenta, którego telefon milczy tygodniami, niewiele to jednak
obchodzi.
TP SA tłumaczy kłopoty abonentów tym, że Błękitna Linia działa dopiero
od dwóch miesięcy, a wszystkie systemy są zawodne
Ryszard Strzelecki
==========
Dzięki Ci O Wielka Tepso za Twoją Łaskę, że w ogóle raczysz nas
obsługiwać...
Przejrzyj resztę wiadomości
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plorientmania.htw.pl
Strona 3 z 3 • Wyszukano 203 wyników • 1, 2, 3